Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Quo vadis t.3 091.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przez którą przeglądało jej różane ciało, była istotnie piękna, jak bóstwo. Czując się przytem podziwianą i kochając go całą duszą, zawsze spragniona jego pieszczot, poczęła płonić się z radości, jak gdyby była nie nałożnicą, ale niewinnem dziewczęciem.
— Co mi powiesz, Charyto? — rzekł Petroniusz, wyciągając do niej ręce.
Ona zaś, chyląc ku nim swą złotą głowę, odrzekła:
— Panie, przyszedł Anthemios ze śpiewakami i pyta, czy go zechcesz słuchać dzisiaj?
— Niechaj zaczeka. Zaśpiewa nam przy obiedzie hymn do Apollina. Wokół jeszcze zgliszcza i popioły, a my będziem słuchali hymnu do Apollina! Na gaje Pafijskie! gdy cię widzę w tej Coa vestis, zdaje mi się, że Afrodyta przesłoniła się rąbkiem nieba i stoi przede mną.
— O panie! — rzekła Eunice.
— Pójdź tu, Eunice, obejmij mnie ramionami — i daj mi usta twoje... Kochasz ty mnie?
— Nie kochałabym więcej Zeusa.
To rzekłszy, przycisnęła usta do jego ust, drżąc mu w ramionach ze szczęścia.
Lecz po chwili Petroniusz rzekł:
— A gdyby przyszło nam się rozłączyć?..
Eunice spojrzała mu z przestrachem w oczy:
— Jakto, panie?...