Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Quo vadis t.3 073.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Panie — zawołał, widząc to, Tigellinus — pozwól mi odejść, bo gdy chcą wystawić na zgubę twą osobę, a przytem zwą cię małodusznym Cezarem, małodusznym poetą, podpalaczem i komedyantem, uszy moje nie mogą znieść takich słów.
— Przegrałem — pomyślał Petroniusz.
Lecz, zwróciwszy się do Tigellina, zmierzył go wzrokiem, w którym była pogarda wielkiego pana i wykwintnego człowieka dla nędznika, poczem rzekł:
— Tigellinie, ciebie to nazwałem komedyantem, albowiem jesteś nim nawet i teraz.
— Czy dlatego, że nie chcę słuchać twych obelg?
— Dlatego, że udajesz miłość bez granic dla Cezara, a przed chwilą groziłeś mu pretorianami, co zrozumieliśmy my wszyscy i on także.
Tigellinus, który nie spodziewał się, aby Petroniusz ośmielił się rzucić na stół podobne kości, pobladł, stracił głowę i oniemiał. Ale było to ostatnie zwycięstwo arbitra elegancyi nad współzawodnikiem, gdyż w tej chwili Poppea rzekła:
— Panie, jak możesz pozwolić, by nawet myśl taka przeszła przez czyjąś głowę, a tembardziej, by ktoś ośmielił się wypowiedzieć ją głośno wobec ciebie.
— Ukarz zuchwalca! — zawołał Witeliusz.
Nero podniósł znów wargi do nozdrzy i zwróciwszy na Petroniusza swe szkliste oczy krótkowidza, rzekł: