Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Quo vadis t.3 022.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Rzym gorzeje, ojcze, tak dobrze, jakbyś go sam zapalił piorunem.
— Śpiesz się! — naglił Viniciusz, — co tam robisz?
— Płaczę nad Rzymem, panie — odpowiedział Chilo. — Takie jowiszowe miasto!...
I czas jakiś jechali w milczeniu, wsłuchując się w huk pożogi i w szum skrzydeł ptasich. Gołębie, których mnóstwo gnieździło się przy willach i po miasteczkach Kampanii, a zarazem i wszelkiego rodzaju polne ptaki z nad morza i z gór okolicznych, biorąc widocznie blask pożaru za światło słoneczne, leciały całemi stadami na oślep w ogień.
Viniciusz pierwszy przerwał milczenie:
— Gdzie byłeś, gdy pożar wybuchnął?
— Szedłem do mego przyjaciela, Euriciusza, panie, który trzymał kram przy Wielkim cyrku, i rozmyślałem właśnie nad nauką Chrystusa, gdy poczęto wołać: „Ogień!“ Ludzie gromadzili się koło cyrku dla ratunku i przez ciekawość, ale, gdy płomienie ogarnęły cały cyrk, a prócz tego poczęły się ukazywać naraz i w innych miejscach, trzeba było myśleć o własnem ocaleniu.
— Czy widziałeś ludzi, rzucających pochodnie do domów?
— Czego ja nie widziałem, wnuku Eneasza! Widziałem ludzi, torujących sobie w tłoku drogę mieczami; widziałem bitwy i rozdeptane na bruku wnętrzności ludzkie. Ach, panie, gdybyś na to patrzył,