Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Quo vadis t.2 059.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Lygia zamyśliła się przez chwilę, poczem odrzekła:
— Nie. Nie mogę blizkich moich podać na niebezpieczeństwo. Cezar nie kocha rodu Plauciuszów. Gdybym wróciła — ty wiesz, jak przez niewolników rozchodzi się każda wiadomość po Rzymie — więc i mój powrót stałby się rozgłośny w mieście i Nero dowiedziałby się o nim przez swoich niewolników niewątpliwie. Wówczas skarałby Aulusów, a co najmniej odebrałby mnie im znowu.
— Tak — rzekł marszcząc brwi Viniciusz — toby być mogło. Uczyniłby to, choćby dlatego, by okazać, że woli jego musi się stać zadosyć. Prawda jest, że on tylko zapomniał o tobie lub nie chciał myśleć, mniemając, że nie jemu, ale mnie stała się ujma. Lecz może... odjąwszy cię Aulusom... oddałby mnie, a ja, wróciłbym cię Pomponii.
Lecz ona zapytała ze smutkiem:
— Viniciuszu, czy chciałbyś mnie widzieć znów na Palatynie?
On zaś zacisnął zęby i odrzekł:
— Nie. Masz słuszność. Mówiłem jak głupiec! Nie!
I nagle ujrzał przed sobą jakby przepaść bez dna. Był patrycyuszem, był trybunem wojskowym, był człowiekiem potężnym, ale nad wszystkiemi potęgami tego świata, do którego należał, stał przecie szaleniec, którego ni woli, ni złośliwości niepodobna było przewidzieć. Nie liczyć się z nim, nie