Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Quo vadis t.2 055.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Viniciusza zabawiło zakłopotanie Lyga, lecz niemniej zajęła go jego uwaga. Widywał on w cyrkach straszliwe „ury“, sprowadzane z puszcz północnych, na które najdzielniejsi bestiarii polowali z obawą i które jednym tylko słoniom ustępowały w wielkości i sile.
— Zaliś próbował brać takie bestye za rogi? — spytał ze zdumieniem.
— Póki nie przeszło nade mną dwadzieścia zim, tom się bał — odrzekł Ursus — ale potem — bywało!
I jął znów karmić Viniciusza, jeszcze niezgrabniej, niż przedtem.
— Muszę poprosić Myriam lub Nazariusza — rzekł.
Lecz tymczasem blada główka Lygii wychyliła się z poza zasłony.
— Zaraz pomogę — rzekła.
I wyszła po chwili z cubikulum, w którem gotowała się widocznie do snu, gdyż przybrana była tylko w obcisłą tunikę, zwaną u starożytnych capitium, zakrywającą szczelnie piersi, i włosy miała rozwiązane. Viniciusz, którego serce zabiło żywiej na jej widok, począł jej wymawiać, że dotąd nie pomyślała o śnie, lecz ona odrzekła wesoło:
— Właśnie chciałam to uczynić, ale pierwej zastąpię Ursusa.
I wziąwszy kubek, siadła na krawędzi łóżka i poczęła karmić Viniciusza, który czuł się zarazem