Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Quo vadis t.2 043.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kapłanka, za którą On się pomści“... Viniciusz nie wiedział, kto był ów On, rozumiał jednakże, że idzie spełnić świętokradztwo i czuł także przestrach niezmierny. Ale gdy doszedł do balustrady, otaczającej szczyt wieży, przy Ligii stanął nagle Apostoł ze srebrną brodą i rzekł: „nie podnoś na nią ręki, albowiem ona należy do mnie“. I, rzekłszy to, począł z nią razem iść szlakiem księżycowego światła, jakby drogą ku niebu, on zaś, Viniciusz, wyciągnąwszy ku nim ręce, począł ich błagać, by zabrali go ze sobą.
Tu rozbudził się, otrzeźwiał i począł patrzeć przed siebie. Ognisko na wysokim trzonie żarzyło się już słabiej, ale rzucało blask jeszcze dość żywy, oni zaś siedzieli wszyscy przed ogniem, grzejąc się, ponieważ noc była chłodna, a izba dość zimna. Viniciusz widział ich oddechy, wychodzące z ust w kształcie pary. W środku siedział Apostoł, u jego kolan na nizkim podnóżku Lygia, dalej Glaukus, Kryspus, Myriam, a na krańcach z jednej strony Ursus, z drugiej Nazariusz, syn Myriam, młode pacholę o ślicznej twarzy i długich, czarnych włosach, które spadały mu aż na ramiona.
Lygia słuchała, z oczyma wzniesionemi ku Apostołowi, i wszystkie głowy były zwrócone ku niemu, on zaś mówił coś półgłosem. Viniciusz począł patrzeć na niego z pewną zabobonną bojaźnią, mało co mniejszą od tego strachu, jakiego doznawał w gorączkowem widzeniu. Przeszło mu przez myśl,