Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Quo vadis t.1 303.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mu nawet pozwolił ruszyć, gdzieby chciał, jednakże zacnego mędrca wstrzymywała przezorność, ale parła widocznie ciekawość, szedł bowiem ciągle za nimi, a nawet chwilami przybliżał się, powtarzając swoje poprzednie rady oraz czyniąc przypuszczenia, że starzec, towarzyszący Apostołowi, gdyby nie wzrost nieco zanizki, mógłby być Glaukiem.
Szli jednak jeszcze długo aż na Zatybrze i słońce było już blizkie wschodu, gdy gromadka, w której była Lygia, rozdzieliła się. Apostoł, stara kobieta i pacholę udali się wzdłuż i w górę rzeki, starzec zaś niższego wzrostu, Ursus i Lygia wsunęli się w wązki vicus i, uszedłszy jeszcze ze sto kroków, weszli do sieni domu, w którym były dwa sklepy, jeden oliwny, drugi ptasznika.
Chilo, który szedł o jakie pięćdziesiąt kroków za Viniciuszem i Krotonem, stanął zaraz, jak wryty, i, przycisnąwszy się do muru, począł na nich psykać, aby do niego wrócili.
Oni zaś uczynili to, bo należało się naradzić.
— Idź — rzekł mu Viniciusz — i obacz, czy ten dom nie wychodzi drugą stroną na inną ulicę.
Chilon, mimo, iż poprzednio narzekał na rany w nogach, skoczył tak żywo, jakby przy kostkach miał skrzydełka Merkurego i za chwilę powrócił.
— Nie — rzekł — wyście jest jedno.
Poczem złożył ręce:
— Na Jowisza, Apollina, Westę, Kibellę, Izys i Ozyrysa, na Mitrę, Baala i wszystkie bogi ze