Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Quo vadis t.1 293.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mógł napawać się jej widokiem, ile sam chciał. Kaptur zesunął się jej z głowy i rozrzucił włosy; usta miała nieco otwarte, oczy wzniesione ku apostołowi, twarz zasłuchaną i zachwyconą. W płaszczu z ciemnej wełny, ubrana była, jak dziewczyna z ludu, Viniciusz jednak nigdy nie widział jej piękniejszą i mimo całego zamętu, jaki w nim powstał, uderzyła go w przeciwstawieniu do tego niewolniczego niemal ubioru szlachetność tej cudnej patrycyuszowskiej głowy. Miłość przeleciała po nim, jak płomień, ogromna, pomieszana, z jakiemś dziwnem uczuciem tęsknoty, uwielbienia, czci i żądzy. Czuł rozkosz, jaką sprawia mu sam jej widok, i napawał się nią, jakby ożywczą wodą po długiem pragnieniu. Stojąc przy olbrzymim Lygu wydawała mu się mniejszą, niż była przedtem, niemal dzieckiem; spostrzegł także, iż wyszczuplała. Płeć jej była prawie przezrocza; czyniła na nim wrażenie kwiatu i duszy. Ale tembardziej tylko pragnął posiąść tę istotę, tak odmienną od kobiet, które widział lub posiadał na Wschodzie i w Rzymie. Czuł, że oddałby za nią tamte wszystkie, a z niemi Rzym i świat w dodatku.
Byłby się zapatrzył i zapamiętał zupełnie, gdyby nie Chilo, który ciągnął go za róg płaszcza, w strachu, aby nie uczynił czegoś, co mogło podać ich na niebezpieczeństwo. Chrześcijanie tymczasem zaczęli się modlić i śpiewać. Za chwilę zagrzmiało: „Maranatha“, a potem Wielki Apostoł począł chrzcić