Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Quo vadis t.1 286.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Po raz też pierwszy od czasu, jak ją u Aulusów poznał, Viniciusz poczuł, że choćby ją teraz odzyskał, to i tak jej nie odzyska. Nic podobnego nie przyszło mu dotąd do głowy, a i obecnie nie umiał sobie z tego zdać sprawy, gdyż było to nietyle wyraźne zrozumienie, ile raczej mętne poczucie jakowejś niepowetowanej straty i jakowegoś nieszczęścia. Wstał w nim niepokój, który wnet zmienił się w burzę gniewu, przeciw chrześcijanom wogóle, a przeciw starcowi w szczególności. Ow rybak, którego na pierwszy rzut oka poczytał za prostaka, przejmował go teraz niemal bojaźnią i zdawał mu się być jakiemś tajemniczem fatum, rozstrzygającem nieubłaganie, a zarazem tragicznie jego losy.
Fossor przyłożył znów nieznacznie kilka pochodni na ogień, wiatr przestał szumieć w piniach, płomień wznosił się równo, wysmukłem ostrzem, ku skrzącym się na wypogodzonem niebie gwiazdom, starzec zaś, wspomniawszy o śmierci Chrystusa, począł już tylko o Nim mówić. Wszyscy zatrzymali dech w piersiach i cisza zrobiła się jeszcze większa, niż poprzednio, taka, że słyszeć można było niemal bicie serc. Ten człowiek widział! i opowiadał, jako ten, któremu każda chwila wyryła się tak w pamięci, że gdy przymknie oczy, to jeszcze widzi. Mówił więc, jak wróciwszy od Krzyża, przesiedzieli z Janem dwa dni i dwie noce w wieczorniku, nie śpiąc, nie jedząc, w znękaniu, żalu, trwodze, w zwątpieniu, głowy trzymając w rękach i rozmyślając, że On