Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Quo vadis t.1 275.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rannie w długie stole. Rzadcy przechodnie i wieśniacy, wyjeżdżający z miasta, brali widocznie tych nocnych wędrowców za robotników, zdążających do arenariów, lub za bractwa pogrzebowe, których członkowie wyprawiali sobie czasami obrzędowe agapy w nocy. W miarę jednak, jak młody patrycyusz i jego towarzysze posuwali się naprzód, naokół migało coraz więcej latarek i zwiększała się liczba osób. Niektóre z nich śpiewały przyciszonymi głosami pieśni, które Viniciuszowi wydawały się jakby pełne tęsknoty. Chwilami ucho jego chwytało urwane słowa lub zdania pieśni, jak naprzykład: „Wstań, który śpisz“ lub: „Powstań z martwych“, czasem znów imię Chrystusa powtarzało się w ustach mężczyzn i kobiet. Lecz Viniciusz mało zwracał uwagi na słowa, albowiem przez głowę przechodziło mu, że może która z owych ciemnych postaci jest Lygią. Niektóre, przechodząc blizko, mówiły: „Pokój z wami!“ lub: „Chwała Chrystusowi!“ jego zaś ogarniał niepokój i serce poczynało mu bić żywiej, albowiem wydawało mu się, że słyszy głos Lygii. Podobne kształty lub podobne ruchy zwodziły go w ciemnościach co chwila i dopiero sprawdziwszy kilkakrotnie swą omyłkę, począł nie ufać oczom.
Droga wydała mu się jednak długą. Okolicę znał dobrze, ale po ciemku nie umiał się w niej rozeznać. Co chwila trafiały się to jakieś wązkie przejścia, to części murów, to jakieś budynki, których sobie koło miasta nie przypominał. Wreszcie brzeg