Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Quo vadis t.1 270.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wała się wypełniać całe atrium. Kroto już był się ułożył o cenę wyprawy i mówił właśnie Viniciuszowi:
— Na Herkulesa! dobrze, panie, żeś się dziś do mnie zgłosił, albowiem jutro udaję się do Benewentu, dokąd wezwał mnie szlachetny Vatiniusz, abym się tam wobec Cezara próbował z niejakim Syphaksem, najsilniejszym Negrem, jakiego wydała kiedykolwiek Afryka. Czy wyobrażasz sobie, panie, jak jego kość pacierzowa chrupnie w moich ramionach, ale prócz tego strzaskam mu pięścią jego czarną szczękę.
— Na Polluksa! — odpowiedział Viniciusz. — Jestem pewien, że tak uczynisz, Krotonie.
— I wyśmienicie postąpisz — dodał Chilo. — Tak!.. Prócz tego, strzaskaj mu szczękę! To dobra myśl i godny ciebie czyn. Gotów jestem założyć się, że mu strzaskasz szczękę. Posmaruj jednak tymczasem członki oliwą, mój Herkulesie i przepasz się, albowiem wiedz o tem, iż z prawdziwym Kakusem możesz mieć sprawę. Człowiek, co strzeże tej dziewicy, o którą chodzi dostojnemu Viniciuszowi, posiada podobno wyjątkową siłę.
Chilo mówił tak tylko dla podniecenia ambicyi Krotona, lecz Viniciusz rzekł:
— Tak jest, nie widziałem tego, ale mówiono mi o nim, że byka chwyciwszy za rogi, może go zawlec, dokąd chce.