Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Quo vadis t.1 256.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kich świątyniach i wielkie dziękczynienia, dla niego zaś nowa zachęta do podróży do Achai. Przed kilku dniami mówił mi jednak, że boi się, co na to powie lud rzymski i czy się nie wzburzy, tak z miłości dla niego, jak z obawy o rozdawnictwo zboża i igrzyska, któreby go mogły w razie dłuższej nieobecności Cezara ominąć.
„Jedziemy jednak do Benewentu oglądać szewckie przepychy, z którymi się popisze Vatiniusz, a stamtąd, pod opieką boskich braci Heleny, do Grecyi. Co do mnie, zauważyłem jedną rzecz, że gdy się jest między szalonymi, staje się także szalonym, a co więcej, znajduje się pewien urok w szaleństwach. Grecya i podróż w tysiąc cytr, jakiś tryumfalny pochód Baccha, wśród uwieńczonych w zieleń mirtową, w liście winogradu i w wiciokrzew nimf i bachantek, wozy zaprzężone w tygrysy, kwiaty, tyrsy, wieńce, okrzyki: ewoe![1] muzyka, poezja i Hellada klaszcząca, wszystko dobrze, ale my tu żywimy jeszcze śmielsze zamysły. Chce nam się stworzyć jakieś wschodnie bajeczne imperium, państwo palm, słońca, poezyi i zmienionej w sen rzeczywistości i zmienionego w jedną rozkosz życia. Chce nam się zapomnieć o Rzymie, a wagę świata umieścić gdzieś między Grecyą, Azyą i Egiptem, żyć życiem nie ludzi, ale bogów, nie znać, co to powszedniość, błąkać się w złotych galerach pod cieniem purpurowych żagli po Archipelagu, być Apollinem, Ozyrysem i Baalem w jednej osobie, różo-

  1. Przypis własny Wikiźródeł ewoe! – okrzyk bakchiczny.