Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Quo vadis t.1 179.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jej rzecz, dość, że ten jej Logos nie byłby chyba bardzo wszechmocny, a raczej musiałby być bardzo marnym bogiem, gdyby miał tylko dwie czcicielki, to jest: Pomponię i Lygię, z dodatkiem ich Ursusa. Musi ich być więcej, tych wyznawców i ci dali pomoc Lygii.
— Ta wiara każe przebaczać — rzekł Viniciusz. — Spotkałem u Akte Pomponię, która powiedziała mi: „Niech ci bóg przebaczy krzywdę, jaką wyrządziłeś Lygii i nam“.
— Widocznie ich bóg, to jakiś „curator“, bardzo dobrowolny. Ha! niechże ci przebaczy, a na znak przebaczenia niechaj ci wróci dziewczynę.
— Ofiarowałbym mu jutro hekatombę. Nie chcę jadła, ni kąpieli, ni snu. Wezmę ciemną lacernę i pójdę włóczyć się po mieście. Może ją w przebraniu znajdę. Chory jestem!
Petroniusz spojrzał na niego z pewnem politowaniem. Istotnie oczy Viniciusza podsiniały, źrenice świeciły gorączką; nieogolony rano zarost powlókł ciemnym pasem jego silnie zarysowane szczęki, włosy miał w nieładzie i wyglądał naprawdę jak chory. Iras i złotowłosa Eunice patrzyły na niego także ze współczuciem, lecz on zdawał się ich nie widzieć i obaj z Petroniuszem tak nic nie zważali na obecność niewolnic, jakby nie zważali na kręcące się koło nich psy.
— Gorączka cię trawi — rzekł Petroniusz.
— Tak jest.