Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Quo vadis t.1 176.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Złotowłosa Eunice i Iras podsunęły im pod nogi bronzowe stołeczki, a następnie, przystawiwszy do ławki stolik, poczęły im lać wino do czasz, z cudnych wązkoszyjastych dzbanków, które sprowadzano z Volaterra i Caeciny.
— Czy masz między swymi ludźmi kogo, coby znał tego olbrzymiego Lyga? — spytał Petroniusz.
— Znał go Atacinus i Gulo. Ale Atacinus legł wczoraj przy lektyce, a Gula zabiłem ja.
— Szkoda mi go — rzekł Petroniusz. — On nosił na ręku nietylko ciebie, ale i mnie.
— Chciałem go nawet wyzwolić — odparł Viniciusz — lecz mniejsza z tem. Mówmy o Lygii. Rzym, to morze...
— Perły poławiają się właśnie w morzu... Zapewne, nie znajdziemy jej dziś, lub jutro, jednakże znajdziemy niechybnie. Ty mnie obecnie obwiniasz, żem ci podał ten środek, ale środek sam w sobie był dobry, a stał się zły dopiero wówczas, gdy na złe się obrócił. Wszakżeś słyszał od samego Aulusa, że zamierza z całą rodziną przenieść się do Sycylii. W ten sposób, dziewczyna byłaby i tak daleko od ciebie.
— Byłbym za nimi pojechał — odrzekł Viniciusz — a w każdym razie byłaby bezpieczna, teraz zaś, jeśli tamto dziecko umrze, Poppea i sama uwierzy, i wmówi w Cezara, że to z winy Lygii.
— Tak jest. To mnie zaniepokoiło także. Ale ta mała kukła może jeszcze wyzdrowieć. Gdyby