Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Quo vadis t.1 129.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

młodego i pięknego Viniciusza, albo narazić siebie i Aulusów na zgubę, nie pojmowała poprostu, jak dziewczyna mogła się wahać.
— W domu Cezara — rzekła po chwili — nie byłoby ci bezpieczniej, niż w domu Viniciusza.
I nie przyszło jej na myśl, że jakkolwiek mówiła prawdę, słowa jej znaczyły: „zgódź się z losem i zostań nałożnicą Viniciusza“. Lecz Lygii, która czuła jeszcze na ustach jego pełne zwierzęcej żądzy i palące, jak węgiel, pocałunki, krew napłynęła ze wstydu na samo wspomnienie o nich do twarzy.
— Nigdy — zawołała z wybuchem. — Nie zostanę ani tu, ani u Viniciusza, nigdy!
Akte zadziwił ów wybuch:
— Zali — spytała — Viniciusz jest ci tak nienawistny?
Lecz Lygia nie mogła odpowiedzieć, gdyż porwał ją znów płacz. Akte przygarnęła ją do piersi i poczęła uspokajać. Ursus oddychał ciężko i zaciskał olbrzymie pięści, albowiem, kochając z wiernością psa swą królewnę, nie mógł znieść widoku jej łez. W jego lygijskiem, półdzikiem sercu, rodziła się chęć, by wrócić do sali, zdławić Viniciusza, a w razie potrzeby Cezara, bał się jednak zaofiarować z tem swej pani, nie będąc pewnym, czy taki postępek, który zrazu wydał mu się nader prostym, byłby odpowiednim dla wyznawcy ukrzyżowanego Baranka.