Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Pisma zapomniane i niewydane.djvu/215

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Szczera to prawda! jakem Łykaj-bej! Wielcy to u nas familjanci Łykaje, ale i u was, myślę, takich nie brak. Dyspensę mam, tylko, że to już lata człeku idą... Ale przy płci nadobnej wolę się nie zdradzać! tem bardziej, że jak widzę taką rzepę, jak ta panna, albo ta druga, to jeszcze człeku ślinka idzie! Chodźcie-no tu, ulęgałeczki!

(Marcjanna i Weronika podchodzą).


ZAGŁOBA
(szepce im do ucha).


WERONIKA

Fe, co znowu? Nie chcę słyszeć.

MARCJANNA

A waćpan co sobie myślisz? Skoro mamy iść za chana, to wiedz, z kim mówisz.

ŁYKAJ-BEJ
(gniewnie)

Huku, puku, szyku! bzdyku! A weźcie te czupiradła!

(Marcjanna i Weronika wychodzą)

Hm! muszę winem gniew zagasić!

(pije)

Zaremba! chodź, niech cię uściskam. Tyś szczęśliwy, bo młody. A fortunę jakową masz?

ZAREMBA

Nie.