Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Pisma zapomniane i niewydane.djvu/093

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zamiast pracować, gra na jakimś instrumencie lub pisze wiersze, — bo i tacy bywają u Greków — zasługuje na równą pogardę, jak wróbel, który ćwierka na dachu bez żadnego dla nikogo pożytku. To też, gdybyś był tylko muzykiem lub poetą, byłbym cię kazał odrazu zrzucić ze schodów, rozsądnemi bowiem słowami nie przemawia się do półgłówków.
— Więc nie mogę mieć żadnej nadziei! — zawołał Abdolonim.
— Nadzieję, jeśli ci się tak podoba, możesz mieć, ale nie możesz mieć i nie będziesz miał mojej córki. Sam powiedziałeś, że twoja prośba jest szalona, a ja dowiodłem ci, jak dwa a dwa: cztery, że jest prócz tego niedorzeczną, a nawet głupią, a zatem czegóż tu jeszcze czekasz?
— Marhabalu, — rzekł Abdolonim — nie chciałem mówić ci o tem, co nie jest moją zasługą, ale może słyszałeś, że, chociaż tak prawie ubogi, jak niewolnik, pochodzę jednak z rodu dawnych królów sydońskich i że w całej Fenicji niemasz człowieka, w którymby płynęła szlachetniejsza krew od mojej.
Na to Marhabal zastanowił się znów przez chwilę, poczem rzekł ze zwykłą sobie rozwagą:
— Słyszałem i jakkolwiek nie uważam tego za rzecz zupełnie pewną, przyznaję, że to jest coś. To tłumaczy poniekąd twoją zuchwałość i zarazem jest drugim powodem, dla którego nie kazałem cię zrzucić ze schodów. Jest zaiste w Sydonie wielu kupców, którychby olśniło twoje królewskie pocho-