Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 1123.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jeńcem twoim teraz jestem, i shańbiłbyś się, gdybyś miecz na mnie podniósł.
Na to twarz Maćka ściągnęła się złowrogo i stała się zupełnie do paszczy wilczej podobna.
— Kunonie Lichtensteinie, — rzekł — miecza na bezbronnego nie wzniosę, ale to ci powiadam, że jeśli mi walki odmówisz, tedy cię każę na powrozie jak psa powiesić.
— Nie mam wyboru, stawaj! — zawołał wielki komtur.
— Na śmierć, nie na niewolę — zastrzegł się raz jeszcze Maćko.
— Na śmierć.
I po chwili starli się z sobą wobec niemieckich i polskich rycerzy. Młodszy i zręczniejszy był Kunon, lecz Maćko tak dalece siłą rąk i nóg przeciwnika przewyższył, że w mgnieniu oka obalił go na ziemię i kolanem brzuch mu przycisnął.
Oczy komtura wyszły z przerażenia na wierzch:
— Daruj! — jęknął, wyrzucając ślinę i pianę ustami.
— Nie! — odpowiedział nieubłagany Maćko.
I przyłożywszy mizerykordyę do szyi przeciwnika, pchnął dwukrotnie, a tamten zacharczał okropnie; fala krwi buchnęła mu ustami, drgawki śmiertelne wstrząsnęły jego ciałem, poczem wyprężył się, i wielka uspokoicielka rycerzy, śmierć, uspokoiła go na zawsze.


∗             ∗