Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 1046.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ko za dawnych lat, u Witolda i Skirwoiłły, gdy miało przyjść do bitwy z Krzyżaki.
— No i co? — zapytał. Odjął się wam?
— Nie odejmowł się, bo mi nie stanął.
— Czemu zaś?
— Komturem wielkim został.
— Kuno Lichtenstein komturem ci wielkim został?
— Ba! Może go i wielkim mistrzem obiorą. Kto go wie! Ale on już i teraz z książęty się równym być mniema. Mówią, że wszystkiem rządzi, i że wszystkie sprawy Zakonu na jego głowie, a mistrz nic bez niego nie poczyna. Gdzie ci tam taki stanie na udeptaną ziemię! Na śmiech ludzi jeno zarobisz.
— Wyśmieli was? — zapytał Zbyszko, któremu oczy zaiskrzyły się nagle gniewem.
— Śmiała się księżna Aleksandra w Płocku. „Jedź że — powiada — i cesarza rzymskiego pozwij!“ Jemu, powiada (niby Lichtensteinowi), jako wiemy, przysłali także pozwy i Zawisza Czarny, i Powała, i Paszko z Biskupic, a też nawet takim mężom nie odkazał nic, bo nie może. Przecie nie serca mu brak, jeno że jest zakonnik i że (prawi) urząd ma tak znaczny i godny, że mu te rzeczy nie w głowie — i że więcejby czci uchybił, przyjmując, niźli na pozwy nie zważając. Tak ci to pani mówiła.
— A wy co na to?
— Zafrasowałem się okrutnie, ale rzekłem, że i tak do Malborga muszę jechać, żeby powie-