Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 1027.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

włosy nie chciały się układać i jeżyły się, jako źle poszyta strzecha na chałupie. Nie pomogły ani zdobyczne na Fryzach grzebienie, ozdobnie z bawolego rogu wyrobione, ani nawet zgrzebło, po które jedna z niewiast poszła do stajni. Zbyszko począł się w końcu niecierpliwić i gniewać — gdy wtem do izby wszedł Maćko w towarzystwie Jagienki, która przez ten czas niespodzianie nadjechała.
— Pochwalony Jezus Chrystus! — rzekła dziewczyna.
— Na wieki wieków! — odpowiedział z rozpromienioną twarzą Zbyszko. — O, to dziwne! Bo myśmy właśnie chcieli do Zgorzelic jechać, a tyś tu.
I oczy rozbłysły mu radością, bo już tak było, iż ilekroć ją zobaczył, tyłekroć czyniło mu się w duszy tak jasno, jak gdyby na wschód słońca patrzał.
A Jagienka, ujrzawszy zakłopotane baby z grzebieniami w ręku, zgrzebło, leżące na ławie wpodle Zbyszka, i jego zwichrzoną czuprynę, poczuła się śmiać.
— Ej, wiecha też to, wiecha! — zawołała, ukazując z pod koralowych ust swe cudne, białe zęby. — W konopiach by cię, alibo w sadzie wiśniowym, na strach ptactwu postawić!
On zasępił się i rzekł:
— Chcieliśmy do Zgorzelic jechać, ale w Zgorzelicach nijakby ci było gościowi uchybiać,