Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 1021.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wyszły na wojnę, z dwudziestu czterema, albo i więcej synami, do dzików siłą podobnymi.
Ale on nie wiedział, że był taki — tem bardziej, że z początku chorzał. Powoli jednak źle ustawione żebra zrosły mu się, tworząc nieznaczną zaledwie z boku wyniosłość, która nie przeszkadzała mu w niczem, i którą nie tylko pancerz ale i zwykła szata mogła całkowicie pokryć. Znużenie mijało. Bujne, płowe włosy, odcięte na znak żałoby po Danusi, odrosły mu znów do wpół pleców. Wracała mu dawna nadzwyczajna uroda. Gdy kilka lat temu w Krakowie szedł na śmierć z ręki kata, wyglądał jak pacholę z wielkiego rodu — a teraz stał się jeszcze piękniejszy, istny królewicz, podobien z barków, z piersi, z lędźwi i ramion do olbrzyma, z twarzy zaś do dziewicy. Moc i życie kipiało w nim, jak war w garnku — a spotężnione czystością i długim wypoczynkiem, chodziło mu po kościach jak płomię. On, nie wiedząc co to jest, myślał że wciąż chorzeje, i wylegiwał się w łożu, rad że Maćko i Jagienka strzegą go, pilnują, i dogadzają mu we wszystkiem. Chwilami wydawało mu się, że mu jest tak dobrze, jak w niebie, chwilami — zwłaszcza, gdy nie było przy nim Jagienki — że źle, smutno i nieznośnie. Brało go wówczas ziewanie, ciągoty, gorączka, i zapowiadał Maćkowi, że wróciwszy do zdrowia, pójdzie znów na koniec świata, na Krzyżaków, na Tatarów — albo na inną podobną dzicz — byle zbyć życia, które mu cięży okrutnie. A Maćko