Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 1019.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Na co? czego? mówcie!
— Ty właśnie masz dla niego lekarstwo.
— Ja? Jakie?
A on objął ją wpół i począł szeptać jej coś do ucha, ale niedługo, gdyż po chwili odskoczyła od niego, jak oparzona, i ukrywszy między czaprakiem a wysokiem siodłem spłonioną twarz, zawołała:
— Idźcie sobie! Nie cierpię was!
— Jak mi Bóg miły, tak prawdę mówię — rzekł, śmiejąc się Maćko.

IV.

Stary Maćko odgadł dobrze, ale tylko w połowie. Zbyszkowi istotnie jedna część życia skończyła się całkowicie. Za każdem wspomnieniem było mu Danusi żal, ale sam przecie powiadał, że lepiej jej musi być na dworcu niebieskim, niż było na książęcym. Zżył się już z myślą, że jej na świecie nie ma, przywykł do niej i uważał, że wcale nie mogło być inaczej. Swego czasu w Krakowie podziwiał bardzo na szybach kościelnych wycięte ze szkła i pooprawiane w ołów postacie różnych świętych panienek — barwne, przeświecające w słońcu, a teraz wyobrażał sobie tak samo Danusię.
Widział ją niebieską, przezroczystą, odwróconą bokiem, ze złożonemi rączkami, ze wzniesionemi oczyma, i grającą na luteńce, wśród różnych zbawionych bożych skrzypeczków, którzy