Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 1003.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tam chłopisko mój leży może gdzie w polu włócznią przebodzon, i wilcy mu zębami pozgonne dzwonią.“ Na tę myśl ściskało mu się serce i wielką miłością i wielkim bolem. Nasłuchiwał też wówczas pilnie, czy tętentu nie usłyszy, który zwiastował codziennie przybycie Jagienki, udając bowiem przy niej, że ma dobrą otuchę, nabierał jej sam i krzepił się nieco w strapionej duszy.
Ona zaś przyjeżdżała codziennie, zwykle pod wieczór, z kuszą przy siodle i z oszczepem, od wypadku w drodze powrotnej. Nie była to rzecz wcale możliwa, aby mogła kiedy niespodzianie zastać Zbyszka już w domu, gdyż Maćko nie śmiał się go przed jakimś rokiem albo i półtora, spodziewać — ale widocznie i ta nadzieja taiła się w dziewczynie, gdyż przybywała nie tak, jak niegdyś za dawnych czasów, w zaściągniętej tasiemką koszulinie, w kożuszku wełną do góry i z liśćmi w powichrzonych włosach, ale z pięknie splecionym warkoczem i z piersią opiętą w barwne sieradzkie sukno. Maćko wychodził ku niej — i pierwsze jej pytanie było zawsze jakby kto zapisał: „A co?“ — a pierwsza jego odpowiedź: „A nic!“ — potem wprowadzał ją do izby, i gwarzyli przy ogniu o Zbyszku, o Litwie, o Krzyżakach i o wojnie — ciągle w kółko, ciągle o tem samem — a nigdy żadnemu z nich nie tylko nie naprzykrzyły się te rozmowy, ale nigdy nie mieli ich dosyć.
I tak było przez całe miesiące. Bywało, że