Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 0989.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ale teraz słowa te wyszły z jeszcze większej głębi jej duszy, i może dla ukrycia łez pochyliła się przytem tak, że czoło jej dotknęło na chwilę kolana Zbyszka.
A tymczasem pachołkowie konni przy bramie trzymający juczne konie, gotowi już do drogi, poczęli śpiewać:

„Nie zginie pierścień, złocisty pierścień
Nie zginie.
Kruk go odniesie, z pola odniesie
Dziewczynie...“

— W drogę! — zawołał Zbyszko.
— W drogę!
— Boże cię prowadź! Matko Najświętsza!
Zatętniły kopyta na drewnianym zwodzonym moście, jeden z koni zarżał przeciągle, inne poczęły parskać rozgłośnie i orszak ruszył.
Ale Jagienka, Maćko, ksiądz, Tolima, oraz i Czech ze swą niewiastą i ci słudzy, którzy zostawali w Spychowie, wyszli na most i patrzali na odjeżdżających. Ksiądz Kaleb żegnał ich krzyżem czas długi, aż wreszcie, gdy znikli za wysokimi krzami olszyny, rzekł:
— Pod tym znakiem nie dosięgnie ich zła przygoda.
A Maćko dodał:
— Pewnie, ale i to też dobrze, że konie czyniły parskanie okrutne.