Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 0977.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

to jeszcze! — rzekł. — Ale o tem w Spychowie pogadamy.
I nazajutrz po noclegu w Płocku ruszyli do Spychowa.
Dni były jasne, droga sucha, łatwa, a przytem bezpieczna, gdyż z powodu ostatnich układów wstrzymali Krzyżacy rozboje na granicy. Zresztą dwaj rycerze należeli do takich podróżnych, którym i dla zbója lepiej się zdala pokłonić, niż zblizka ich zaczepić, więc podróż szła wartko, i piątego dnia po wyjeździe z Płocka stanęli rankiem bez trudu w Spychowie. Jagienka, która była przywiązana do Maćka, jak do najlepszego w świecie przyjaciela, witała go niemal tak, jakby witała ojca, a on choć nie byle co mogło go poruszyć, rozrzewnił się jednak tą życzliwością kochanej dziewczyny — i gdy w chwili później, Zbyszko wypytawszy się o Juranda, poszedł do niego i do swojej „truchełki“ — odetchnął stary rycerz głęboko i rzekł:
— A no! kogo Bóg chciał wziąć, to wziął, a kogo chciał ostawić, to ostawił, ale tak myślę, że przecie skończone te nasze mitręgi i te nasze wędrowania po różnych mierzejach i wertepach.
Po chwili zaś dodał:
— Hej! gdzie to nas Pan Jezus przez te ostatnie lata nie nosił!
— Ale ręka Boska piastowała — odrzekła Jagienka.
— Prawda, że piastowała, wszelako, szczerze rzekłszy, czas już do dom.