Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 0976.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

A Zbyszko rzekł:
— Odmieniła się okrutnie. Gładka była zawsze, ale pamiętałem ją prostą dziewką, a teraz to jej... choćby na pokoje królewskie.
— Tak-że ci się odmieniła? Ba! ale to i stary ród tych Jastrzębców ze Zgorzelic, którzy się „Na gody“ czasu wojen wołają.
Nastała chwila milczenia, poczem znów ozwał się stary rycerz.
— Pewnie tak będzie, jakom ci mówił, że się zechce do Zgorzelic.
— Mnie i to dziwno było, że z nich wyjeżdżała.
— A opatowa majętność? Bała się przytem Cztana i Wilka, a ja sam jej rzekłem, że przezpieczniej będzie braciom bez niej, niżeli przy niej.
— Wiera, że nijak im było sieroty najeżdżać.
A Maćko zamyślił się.
— Ale czy się tam na mnie nie pomścili za to, żem ją wywiózł, i czy z Bogdańca choć jedno drewno zostało, Bóg raczy wiedzieć! Nie wiem też, czy wróciwszy podołam im się obronić. Chłopy młode i krzepkie, a ja stary.
— Ej, to, to już chyba mówcie temu, kto was nie zna — odpowiedział Zbyszko.
Jakoż Maćko nie mówił tego zupełnie szczerze, chodziło mu bowiem o co innego, ale na razie machnął tylko ręką.
— Żebym był nie chorzał w Malborgu, no,