Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 0967.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

chorobie, aż zerwał się na równe nogi ze zdziwienia.
— Jak to, panie? — rzekł. — Mówią, że rozum macie bystry... Bo mnie, aż zemdliło, gdym się ich potęgi napatrzył... Dla Boga! Z czegóż to miarkujecie?
Tu zwrócił się do bratanka:
— Zbyszku, każ zaś to wino, które nam przysłali, postawić. Siadajcie, wasze moście, i mówcie, bo lepszego lekarstwa żaden medyk na moje choróbsko nie wymyśli.
Zbyszko, zaciekawiony też bardzo, sam postawił dzbaniec z winem, a przy nim kubki, poczem siedli naokół stołu, i pan z Maszkowic tak mówić począł:
— Utwierdzenie to jest nic, bo co ręką ludzką stawiane, to ręka ludzka zburzyć zdoła. Wiecie, co trzyma w kupie cegły? — wapno! A wiecie, co ludzi? — miłość!
— Rany Boskie! Miód wam, panie, z gęby płynie — zawołał Maćko.
A Zyndram uradował się w sercu tą pochwałą i tak dalej rzecz prowadził:
— Z tutejszych ludzi — ten ci ma u nas w pętach brata, ten syna, ten krewniaka, inny zięcia, alibo kogo. Komturowie graniczni każą im na rozbój do nas chodzić — więc niejeden polegnie i niejednego nasi ułapią. Ale że tu już się zwiedzieli ludzie o ugodzie między królem a mistrzem — przychodzili tedy do nas od samego rana podawać nazwiska jeńców, które nasz pisarz