Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 0960.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

gnaty i do starości wam daleko. Nie smućcie się!
— Żeby tobie było wesoło, to i jabym się śmiał. Wszelako mam ci ja i inną do smutku przyczynę, a prawdę rzekłszy, nietylko ja, ale i my wszyscy.
— Co zaś? — zapytał Zbyszko.
— A pamiętasz, jakom cię w obozie u Skirwoiłły zgromił za to, żeś moc krzyżacką sławił?
— W polu, jużci, twardy jest nasz naród, ale tak zblizka, to ja się tutejszym psubratom dopiero teraz przypatrzył...
Tu Maćko, jakby w obawie, aby go kto nie dosłyszał, zniżył głos:
— I teraz widzę, żeś ty był praw, nie ja. Niech ręka Boska broni, co to za moc, co to za potęga! Swędzą naszych rycerzy ręce i chce im się jak najprędzej ku Niemcom, a nie wiedzą, że Krzyżaków wszystkie narody i wszyscy królowie wspomagają, że pieniędzy u nich więcej, że ćwiczenie lepsze, że zamki warowniejsze i sprzęt wojenny godniejszy. Niech ręka Boska broni!... I u nas i tu mówią, że do wielkiej wojny przyjść musi i przyjdzie, ale gdy przyjdzie, to niechże Bóg zmiłuje się nad naszem królestwem i naszym narodem!
Tu objął dłońmi swą szpakowatą głowę, łokcie wsparł na kolanach i zamilkł.
Zbyszko zaś rzekł:
— A widzicie. W pojedynkę nie jeden z