Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 0893.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

li, że okup przepadł, albowiem nie było trudniejszej rzeczy w świecie, niż wydrzeć z gardła Krzyżakom raz zagrabione pieniądze. Wobec tego należało jechać z drugim okupem.
— Gorze! — zawołał Zbyszko. — To biedny stryjku czeka tam i myśli, żem go przepomniał. Trzeba mi teraz co ducha do niego spieszyć.
Potem zwrócił się do pana de Lorche:
— Wiesz, jako się zdarzyło? Wiesz, że on w rękach krzyżackich?
— Wiem — odpowiedział de Lorche — bom go widział w Malborgu, i dla tego sam tu przyjechałem.
Tymczasem ksiądz Kaleb począł narzekać.
— Źleśmy postąpili — mówił — ale nikt głowy nie miał... Więcej się też po rozumie Tolimy spodziewałem. Czemu zaś nie jechał do Płocka i bez nijakiego glejtu między tych rozbójników się puścił!
A na to pan de Lorche ruszył ramionami.
— Co im tam glejty! Albo to sam książę płocki, również jak i wasz tutejszy, mało od nich krzywd cierpią? Nad granicą wieczne bitwy i napaści — bo i wasi swego nie darują. Każdy też komtur, ba! każdy wójt robi, co chce, a w drapieżności to już chyba jeden drugiego prześciga...
— Tem bardziej powinien był Tolima do Płocka jechać.