Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 0891.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nadomiar w jego duszy to poczucie bezradności, pustki i niedoli wyrastało na gruncie ogromnej boleści i coraz większego żalu po Danusi.
Ów żal przejmował go, opanowywał i zarazem tężał w nim coraz bardziej, tak że w końcu nie było w Zbyszkowem sercu miejsca na nic innego. Więc o nim tylko myślał i hodował go w sobie i żył z nim jednym, nieczuły na wszystko inne, zamknięty w sobie, pogrążon jakby w półśnie, nieświadom tego co się na okół dzieje. Wszystkie władze jego duszy i ciała, jego dawna wartkość i dzielność, przeszły w stan folgi. W spojrzeniu i ruchach miał teraz jakąś ociężałość starca. Całemi dniami i nocami przesiadywał albo w podziemi przy trumnie Danusi, albo na przyzbie, grzejąc się w południowych godzinach w blasku słonecznym. Chwilami zapamiętywał się tak, że nie odpowiadał na pytania. Ksiądz Kaleb, który go miłował, począł obawiać się, aby ów ból nie przeżarł go tak, jak rdza przeżera żelazo — i ze smutkiem myślał, że może lepiej było wyprawić Zbyszka, choćby do Krzyżaków z okupem.
— Trzeba — mówił do miejscowego klechy, z którym w braku kogo, innego o swoich frasunkach rozmawiał — aby jakowaś przygoda targnęła nim, jako wicher drzewem, bo inaczej gotów skapieć do szczętu.
A klecha przyświadczał roztropnie, mówiąc dla porównania, że gdy się człek kością udławi, to także najlepiej dać mu dobrze po karku.