Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 0841.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Wasze nazwisko, panie? Nie każę was wiązać na słowo, boście widzę pasowany rycerz i obeszliście się po ludzku z bratem moim.
— Słowo! — odpowiedział Maćko.
I oznajmiwszy kto jest, zapytał, czy wolno mu będzie wejść do chaty i ostrzedz bratanka, „by zaś czego szalonego nie uczynił“ — zaczem uzyskawszy pozwolenie, zniknął we drzwiach, a po niejakim czasie zjawił się znów z „mizerykordyą“ w ręku.
— Bratanek mój nie ma nawet miecza przy sobie — rzekł — i prosi, aby, póki w drogę nie ruszycie, mógł zostać przy swojej niewieście.
— Niech zostanie — rzekł brat Arnoldów; przyślę mu jadło i napitek, bo w drogę nie ruszym zaraz, gdyż lud utrudzon, a i nam samym pożywić się i spocząć potrzeba. Prosim też was panie, do kompanii.
To rzekłszy, zawrócili i poszli ku temu samemu ognisku, przy którym Maćko noc spędził, ale bądź to przez pychę, bądź przez prostactwo, dość między nimi powszechne, poszli przodem, dozwalając mu iść z tyłu. Ale on, jako wielki bywalec rozumiejący, jaki ma być w każdem zdarzaniu zachowany obyczaj, zapytał:
— Prosicie, panie, jako gościa, czy jako jeńca?
Dopieroż zawstydził się brat Arnoldów, bo zatrzymał się i rzekł:
— Przejdźcie, panie.
Stary rycerz przeszedł, nie chcąc jednak ra-