Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 0804.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

miast Maćko wytrzeszczył na bratanka oczy i zapytał ze zdumieniem:
— A... Zbyszko! Hej! A ty dokąd? Co?... Jakoże?...
Lecz ów odpowiedział równie pytaniem:
— A wy co myślicie? Zalim nie powinien?
Na to zamilkł stary rycerz. Zdumienie gasło stopniowo na jego twarzy; ruszył głową raz i drugi, a wreszcie odetchnął z głębi piersi i rzekł jakby dopowiadając sobie samemu:
— No jużci... Nie ma rady!
I poszedł też ku koniom, Zbyszko zaś zwrócił się do pana de Lorche i za pośrednictwem umiejącego po niemiecku Mazura rzekł mu:
— Tego od ciebie nie mogę chcieć, abyś mi przeciw tym ludziom pomagał, z którymi pod jedną chorągwią służyłeś, przeto jesteś wolny i jedź, dokąd chcesz.
— Nie mogę ci teraz mieczem przeciw czci mojej rycerskiej pomagać — odparł de Lorche — ale co do wolności, to też nie. Zostaję twoim jeńcem na słowo, i stawię się na wezwanie, dokąd każesz. A ty w razie jakowej przygody pamiętaj, że za mnie każdego jeńca Zakon wymieni, gdyż nie tylko z możnego, lecz i zasłużonego Krzyżakom rodu pochodzę.
I poczęli się żegnać, położywszy sobie wedle zwyczaju dłonie na ramionach i całując się w policzki, przyczem de Lorche rzekł:
— Pojadę do Malborga, albo na dwór Mazowiecki, abyś wiedział, że jeśli nie tu, to tam