Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 0802.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Boże broń każdego od spotkania się z nim, gdyż to jest człek tak strasznej siły, że nic mu to i ze stoma się potykać. Trzy razy się tak zwracał, trzy razy pościg powstrzymał. Ludzie, co byli przy nim, poginęli — wszyscy. Sam on był widzi mi się ranny i konia miał rannego, ale ocalał, a przytem dał czas staremu komturowi do przezpiecznej ucieczki.
Maćko, słuchając tego opowiadania, pomyślał jednak, że Sanderus prawdę mówi, przypomniał sobie bowiem, iż począwszy od miejsca, w którem Skirwoiłło stoczył bitwę, droga na długiej przestrzeni w stroną odwrotną pokryta była trupami Żmujdzinów, pociętych tak strasznie, jakby ich pobiła ręka olbrzyma.
— Wszelako, jakżeś ty to wszystko mógł widzieć? — zapytał Sanderusa.
— Widziałem to — odparł włóczęga — bom się chwycił za ogon jednego z tych koni, które niosły kolebkę i uciekałem razem, pókim nie dostał kopytem w brzuch. Naonczas mnie zemdliło i dla tegom się dostał w ręce waszmościów.
— Jużci mogło się tak przygodzić — rzekł Hlawa — ale ty bacz, abyś czego nie zełgał, gdyż źlebyś na tem wyszedł!
— Znak jeszcze jest, odpowiedział Sanderus. — Kto chce, może zobaczyć; wszelako lepiej jest na słowo uwierzyć, niż być potępionym za niedowiarstwo.
— Choćbyś i prawdę czasem niechcący rzekł, będziesz wył za świętokupstwo.