Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 0797.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Oblicza jej nie widziałem, panie, ale widziałem między dwoma końmi kolebkę z wikliny, całkiem zamkniętą, w której kogoś wieźli, i strzegła jej ta sama jaszczurka, ta sama służka zakonna, która przyjeżdżała od Danvelda do Leśnego dworu. A i śpiewanie słyszałem też żałosne, z kolebki dochodzące...
Zbyszko aż pobladł ze wzruszenia, siadł na pniu i przez chwilą nie wiedział, o co pytać więcej. Maćko i Czech byli też wzruszeni niepomiernie, gdyż ważną i wielką usłyszeli nowinę. Czech pomyślał może przytem o tej swojej kochanej pani, która została w Spychowie, a dla której wiadomość ta była jakby wyrokiem na niedolę.
Nastała chwila milczenia.
Wreszcie chytry Maćko, który Sanderusa nie znał i zaledwie o nim coś poprzednio słyszał, spojrzał na niego podejrzliwie i spytał:
— Coś ty za jeden? I coś robił między Krzyżaki?
— Com za jeden, wielmożny rycerzu — odpowiedział włóczęga — niech ci na to odpowiedzą: ten waleczny książę (tu wskazał Zbyszka) i ten mężny czeski hrabia, którzy mnie znają od dawna.
Tu widocznie komys począł na niego działać, bo się ożywił i zwróciwszy się do Zbyszka, począł mówić donośnym głosem, w którym nie była już ani śladu poprzedniego osłabienia.
— Panie, ocaliliście mi podwójnie życie.