Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 0785.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wyciągnąć z siodła. Ale strzemię pękło mu od zbytniego parcia, i spadli obaj na ziemię.
Przez chwilę tarzali się, walcząc rękoma i nogami, wnet jednak niezwykle krzepki młodzian pokonał przeciwnika, i przygniótłszy mu brzuch kolanami trzymał pod sobą, jak wilk trzyma psa, który ośmielił się stawić mu w gęstwinie czoło.
I trzymał niepotrzebnie, gdyż przeciwnik jego zemdlał. Tymczasem nadbiegł Maćko i Czech, których dostrzegłszy, Zbyszko począł wołać:
— Bywaj i wiąż! Znaczny to jakiś rycerz i pasowany.
Czech zeskoczył z konia, ale widząc bezwładność rycerza, nie wiązał go, natomiast rozbroił, odpiął naramienniki, odjął pas z wiszącą przy nim mizerykordyą, poprzecinał rzemienie, podtrzymujące hełm — i wreszcie zabrał się do śrub zamykających przyłbicę.
Lecz zaledwie spojrzał w twarz rycerza, zerwał się i zawołał:
— Panie, panie! Patrzcie tu jeno!
— De Lorche! — zakrzyknął Zbyszko.
A de Lorche leżał z bladą, spotniałą twarzą i z zamkniętemi oczyma, bez ruchu do trupa podobny.

VII.

Zbyszko kazał go włożyć na jeden ze zdobycznych wozów, naładowanych nowemi kołami i o-