Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 0784.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przebić się przez ten zastęp, który odcinał drogę powrotną, albo zginąć.
Wybrał to pierwsze — i w mgnieniu oka z jego rozkazu ława rycerzy zwróciła się czołem w stronę, z której nadeszła. Zmujdzini wnet wsiedli im na karki, atoli Krzyżacy, zarzuciwszy na plecy tarcze i tnąc od przodu i na boki, rozerwali otaczający ich pierścień, rozpuścili konie i poczęli gnać nakształt huraganu ku wschodowi. Skoczył im na spotkanie ów oddział, który właśnie nadjeżdżał do bitwy, lecz zgniecion przez przewagę zbroi i koni, padł w jednej chwili pokosem jak łan zboża pod wichrem,
Droga do zamku była wolna, ale ocalenie dalekie i niepewne, albowiem konie żmujdzkie ściglejsze były od krzyżackich. Błękitny rycerz zrozumiał to doskonale.
— Biada! — rzekł sobie w duszy. — Nie uratuje się z nich nikt, chyba, że własną krwią okupię ich ratunek.
I pomyślawszy to, począł krzyczeć na najbliższych, aby wstrzymali konie, sam zaś zatoczył koło — i nie bacząc czy ktokolwiek posłuchał jego wezwania, zwrócił się czołem ku nieprzyjacielowi.
Zbyszko biegł pierwszy, więc uderzył go Niemiec w zakrywający oblicze okap od hełmu, ale go nie strzaskał i twarzy nie uszkodził. Wówczas Zbyszko, zamiast odpowiedzieć cięciem za cięcie, chwycił rycerza wpół, związał się z nim i pragnąc koniecznie wziąć go żywcem, usiłował