Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 0776.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i głosy ludzkie. Zrazu pomieszane i dość odległe stopniowo stawały się coraz bliższe i wyraźniejsze.
Zbyszko w tej samej chwili wyprowadził swój oddział na środek gościńca i ustawił go w klin. Sam stał na czele, mając za sobą bezpośrednio Maćka i Czecha. W następnym szeregu stało trzech ludzi, w następnym czterech.
Zbrojni byli wszyscy dobrze: brakło im wprawdzie potężnych „drzew,“ czyli kopii rycerskich, gdyż te stawały się w leśnych pochodach wielką zawadą; natomiast mieli w ręku krótkie i lżejsze dzidy żmujdzkie do pierwszego natarcia, a miecze i topory przy siodłach do walki w ścisku.
Hlawa nastawił pilnie uszy, posłuchał, a następnie szepnął do Maćka:
— Śpiewają, zatracona ich mać!
— Ale mi to dziwno, że tam bór zamyka się przed nami, i że ich nie widać dotąd — odpowiedział Maćko.
Na to Zbyszko, który już dalsze ukrywanie się a nawet ciche mówienie uważał za zbyteczne, odwrócił się i rzekł:
— Bo gościniec idzie wedle strumienia i przez to często się zakręca. Obaczym się niespodzianie, ale to lepiej.
— A wesoło ci jakoś śpiewają! — powtórzył Czech.
Istotnie zaś Krzyżacy śpiewali wcale nie pobożną pieśń, co łatwo było z samej nuty wymiarkować. Wsłuchawszy się, można było również odróżnić, że śpiewa nie więcej, niż kil-