Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 0769.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ciężka to rzecz nawet dla największego okrutnika podnieść rękę na niewiastę bezbronną, ba! na dziecko niewinne.
— Ciężka, ale nie dla Krzyżaka. A księcia Witoldowe dzieci?
— Prawda jest, że wilcze oni serca mają, wszelako i to prawda, że w Szczytnie jej nie zgładził, a że sam w tę stronę pociągnął, więc może i ją w którymś zamku ukrył.
— Hej! żeby się to tak udało tę wyspę i ten zamek ubiedz.
— Spojrzyj jeno na tych ludzi — rzekł Maćko.
— Pewnie, pewnie! Ale mam ci ja jedną myśl, którą młodemu panu powiem.
— Choćbyś miał i dziesięć, dzidami murów nie rozwalisz.
To powiedziawszy, ukazał Maćko szeregi dzid, w które większa część wojowników była uzbrojona, poczem zapytał:
— Widziałeś kiedy takie wojsko?
A Czech rzeczywiście nic podobnego nie widział.
Przed nimi jechał gęsty zastęp wojowników i jechał bezładnie, bo w boru i wśród krzów trudno się było trzymać szeregów. Zresztą piesi pomieszani byli z konnymi i by nadążyć krokom końskim, trzymali się grzyw, kulbak i ogonów. Barki wojowników pokryte były skórami wilków, rysiów, niedźwiedzi, z głów sterczały to kły dzicze, to rogi jelenie, to kosmate uszy, tak, że gdy-