Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 0749.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

na dworze Witoldowym nieco po polsku; po niemiecku umiał, a przynajmniej powtarzał tylko trzy wyrazy: ogień, krew i śmierć. W swojej ogromnej głowie miał zawsze pełno pomysłów i podstępów wojennych, których Krzyżacy nie umieli ani przewidzieć, ani im zapobiedz — dla tego bano się go w pogranicznych komturyach.
— Mówiliśmy o wyprawie — rzekł z niezwykłem ożywieniem do Maćka Zbyszko — i dla tegośmy tu przyszli, byście też swoje doświadczone zdanie rzekli.
Maćko usadził Skirwoiłłę na sosnowym pniaku, pokrytym niedźwiedzią skórą, następnie kazał przynieść czeladzi stągiewkę miodu, z której poczęli czerpać rycerze blaszankami i pić, gdy zaś pokrzepili się godnie, dopieroż Maćko zapytał:
— Chcecie wyprawę uczynić, albo co?
— Zamki Niemcom okurzyć...
— Który?
— Ragnetę, albo Nowe Kowno.
— Ragnetę — rzekł Zbyszko. — Cztery dni temu byliśmy pod Nowem Kownem i pobili nas.
— To właśnie — rzekł Skirwoiłło.
— Jakże to?
— Dobrze.
— Poczekajcie — rzekł Maćko — bo ja tutejszej krainy nie znam. Gdzie jest Nowe Kowno, a gdzie Ragneta?
— Ztąd do starego Kowna niespełna mila — odpowiedział Zbyszko — a od starego do Nowe-