Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 0708.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nimi rycerzem. Z jego rozkazania wolno było szukać Zbyszkowi po wszystkich zamkach.
— Juranda i Danuśki?
— Tak, ale Juranda nie szukał, bo mu powiedzieli, że nie żyje.
— Mówcie od początku.
— Zaraz, jeno odetchnę i oprzytomnieję, bo z innego świata wracam.
— Jakto z innego świata?
— Z tego świata, do którego na koniu nie zajedzie, ale na modlitwie zajedzie... i od nóg Pana Chrystusowych, u których prosiłem o zmiłowanie nad Jurandem.
— Cuduście prosili? Macież tę moc? — zapytał z wielką ciekawością Maćko.
— Mocy nijakiej nie mam, ale ją Zbawiciel ma, który jeśli zechce, powróci Jurandowi i oczy, i język, i rękę...
— Byle chciał, to jużci, że potrafi — odrzekł Maćko — wszelako nie o byle coście prosili.
Ksiądz Kaleb nie odpowiedział nic, może nie dosłyszał, gdyż oczy miał jeszcze jakby nieprzytomne, i istotnie widać było, iż się poprzednio całkiem w modlitwie zapamiętał.
Więc zakrył teraz twarz rękoma i czas jakiś siedział w milczeniu. Wreszcie wstrząsnął się, przetarł dłońmi oczy i źrenice, poczem rzekł:
— Teraz pytajcie.
— Jakim sposobem pozyskał sobie Zbyszko wójta Sambińskiego?
— Już on nie jest wójtem Sambińskim.