Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 0706.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zbyszka, i że mu dziedzinę na Spychowie przez usta księdza przekazał, rzekł do starego głosem zwierzchnika:
— Jam jest stryj waszego młodego pana i póki nie wróci, moje tu będą rządy.
Tolima schylił swą siwą głowę, nieco do głowy wilczej podobną, i otoczywszy dłonią ucho zapytał:
— To wyście, panie, szlachetny rycerz z Bogdańca?
— Tak jest — odrzekł Maćko. — Zkąd o mnie wiecie?
— Bo się tu was spodziewał i pytał o was młody pan, Zbyszko.
Usłyszawszy to, Maćko zerwał się na równe nogi i zapominając o swej powadze, zakrzyknął:
— Zbyszko w Spychowie?
— Był, panie; dwa dni temu wyjechał.
— Na miły Bóg! Zkąd przybył i dokąd pojechał?
— Przybył z Malborka, a po drodze był w Szczytnie, dokąd zaś wyjechał, nie powiadał.
— Nie powiadał?
— Może księdzu Kalebowi powiadał.
— Hej, mocny Boże! Tośmy się zminęli! — mówił, uderzając się dłońmi po udach, Maćko.
Tolima zaś otoczył dłonią i drugie ucho.
— Jako powiadacie, panie?
— Gdzie jest ksiądz Kaleb?
— U pana starszego, przy łożu.