Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 0696.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ka. — Dla Boga, nie możem go przecież bez pomocy ostawić. Nie wiem, czy mnie będzie rozumiał, ale przemówię do niego po naszemu.
To rzekłszy, zeskoczyła żywo ze stąpaka i zatrzymawszy się tuż przed dziadem, poczęta szukać pieniędzy w skórzanej kalecie, wiszącej u jej pasa.
Dziad też, usłyszawszy przed sobą tupot koński i gwar, wyciągnął przed siebie kosztur i podniósł do góry głowę, jak czynią ludzie ślepi.
— Pochwalony Jezus Chrystus! — rzekła dziewczyna. — Rozumiecie, dziadku, po krześcijańsku?
Ów zaś, usłyszawszy, jej słodki, młody głos, drgnął, przez twarz przeleciał mu jakiś dziwny błysk, jakby wzruszenia i rozrzewnienia, nakrył powiekami swe puste jamy oczne i nagle, rzuciwszy kosztur, padł przed nią na kolana, z wyciągniętemi w górę ramionami.
— Wstańcie! I tak was wspomogę. Co wam jest? — spytała ze zdziwieniem Jagienka.
Lecz on nie odpowiadał nic, tylko dwie łzy spłynęły mu po policzkach, a z ust wyszedł podobny do jęku głos:
— Aa! a!
— Na miłosierdzie Boskie! Niemowaście, czy jak?...
— Aa! a!...
To wygłosiwszy, podniósł dłoń: naprzód uczynił nią znak krzyża, potem jął wodzić lewą dłonią wzdłuż ust.