Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 0645.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie może już inaczej być.
— I pewnie będzie, ale kiedy? — nie nasza w tem głowa, ale królewska. Może prędko, może nie prędko... Bóg to wie, a tymczasem trzeba mi do nich jechać.
— A czy nie z wykupem za Zbyszka?
Na wzmiankę, uczynioną przez ojca o Zbyszku twarz młodego Wilka pobladła w jednej chwili z nienawiści i uczyniła się złowroga.
Lecz Maćko odpowiedział spokojnie:
— Może i z wykupem, ale nie za Zbyszka.
Słowa te wzmogły jeszcze ciekawość obu dziedziców Brzozowej, więc stary, nie mogąc już dłużej wytrzymać, rzekł:
— Wola wasza mówić, albo nie mówić, po co tam jedziecie.
— Powiem! powiem! — rzekł, kiwając głową Maćko. — Ale pierwej powiem wam co innego. Oto, uważcie, po moim wyjeździe Bogdaniec zostanie na opiece Bożej... Drzewiej, kiedyśmy to obaj ze Zbyszkiem wojowali pod księciem Witoldem, miał oko na naszą chudobę opat, ba, trochę i Zych ze Zgorzelic, a teraz nie będzie i tego. Strasznie markotno człowiekowi pomyśleć, że po próżnicy zabiegał i pracował... A przecie rozumiecie, jako to bywa: ludzi mi odmówią, granicę zaorzą, ze stad też urwie każdy co będzie mógł, i choćby Pan Jezus pozwolił szczęśliwie wrócić, to wrócim znów do pustki. Jeden na to sposób i jedno poratowanie: dobry sąsiad. Przeto tum przyjechał prosić was po sąsiedzku, abyście Bog-