Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 0643.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Po somsiedzkum przyjechał — z dobrą wolą.
— Z dobrą wolą witamy. Święta osoba gość.
Dopieroż stary Wilk skoczył ku Maćkowi, a za starym młody i obaj poczęli ściskać mu prawicę, a następnie usadzili na poczesnem miejscu za stołem. W mig dołożono szczap do komina, nakryto klimkiem stół, postawiono misy pełne jadła, łagwie piwa, dzban miodu i poczęli jeść i pić. Młody Wilk rzucał od czasu do czasu na Maćka szczególnym wzrokiem, w którym cześć dla gościa usiłowała przezwyciężyć nienawiść dla człowieka, ale służył mu jednak tak pilnie, że aż pobladł ze zmęczenia, gdyż był ranny i pozbawion zwykłej siły. I ojca i syna paliła ciekawość, z czem Maćko przyjechał, żaden jednak nie zapytał go o nic, czekając, póki sam mówić nie zacznie.
Ow zaś, jako człowiek znający obyczaj, chwalił jadło, napitek i gościnność, i dopiero, gdy się dobrze nasycił, spojrzał przed się z powagą i rzekł:
— Zdarzy się nieraz ludziom wadzić, ba! i potykać, ale somsiedzki mir nadewszystko!
— Nie masz nad mir godniejszej rzeczy — odpowiedział z równą powagą stary Wilk.
— Bywa też, — rzekł znów Maćko — że gdy człeku w daleką drogę jechać trzeba, to chociaż z kim w nieprzyjaźni żył, przecie mu go żal i bez pożegnania nie chce odjechać.
— Bóg zapłać za szczere słowo.