Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 0640.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rością złożon. Nie ma on tam jednej życzliwej duszy przy sobie, bo szpylmany pewnikiem dzbana więcej pilnują, niż jego, a to przecie mój krzestny i dobrodziej. — A choćby zdrów był, to teżbym szukała jego opieki, bo ludzie się go boją.
— Nie będę ja się tam sprzeczał — rzekł Maćko, który w gruncie rzeczy rad był z postanowienia Jagienki, znając bowiem Krzyżaków, wierzył głęboko, że Danuśka nie wyjdzie żywa z ich rąk. — Ale to ci jeno rzekę, że w drodze z dziewką okrutny kłopot.
— Może z inną, ale nie ze mną. Nie potykałam ja się dotychczas nigdy, ale nie nowina mi z kuszy dziać i trudy na łowach znosić. Jak trzeba, to trzeba, nie bójcie się. Wezmę szatki Jaśkowe, pątlik na włosy, kordzik przypaszę i pojadę. Jaśko, choć młodszy, ni na włos nie mniejszy, a z gęby taki ci do mnie podobny, że jak bywało przebieraliśmy się na zapusty, to i tatulo nieboszczyk nie umiał rzec, które on, a które ja... Obaczycie, że nie pozna mnie ni opat, ni — kto inny.
— Ni Zbyszko?
— Jeśli go obaczę...
Maćko zamyślił się przez chwilę, poczem uśmiechnął się nagle i rzekł:
— A Wilk z Brzozowej i Cztan z Rogowa, to chyba się powściekają!
— A niech się powściekają! Gorzej, że może za nami pojadą.