Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 0633.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Maćko zaś, wróciwszy, westchnął i kiwając głową, począł mruczyć:
— Głupi też Zbyszko, to ci jest!... Aże pachnie po onej dziewce w izbie!
I rozżalił się stary w sobie. Pomyślał, że gdyby tak Zbyszko zaraz po powrocie był ją brał, to możeby już do tego czasu była radość i uciecha! Zaś teraz co? „Byle go wspomnieć, to wnet jej łza z oka kapie, a chłopisko światami chodzi i będzie tam gdzieś o tyny malborskie łbem bił, póki go nie rozbije, a w chałupie pusto, jeno zbroiska ze ścian się szczerzą. Nijaki pożytek z gospodarki, na nic zabiegliwość, na nic Spychów i Bogdaniec, skoro nie będzie ich komu zostawić.“
Tu wielki gniew począł burzyć w duszy Maćka.
— Poczekaj, powsinogo — rzekł głośno: — nie pojadę ja za tobą, a ty rób co chcesz!
Lecz w tej samej chwili zdjęła go jak na złość okrutna tęsknota za Zbyszkiem: „Ba, nie pojadę — pomyślał: — a w domu to zaś usiedzę? Skaranie Boskie!... Bo żeby tego juchy choć raz w życiu nie obaczyć — nijak nie może być! Znowu tam jednego psubrata rozszczepił — i łup pobrał... Inny posiwieje, nim pas zyszcze, a jego już tam książę opasał... I słusznie, bo siła jest chwackich pachołków między szlachtą, ale takiego drugiego chyba niema.“
I rozczuliwszy się całkiem, począł naprzód spoglądać po zbrojach, po mieczach i po toporach,