Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 0624.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kiedy było, nie wiem, a czego się domyślam, na to nie przysięgnę.
— Czego się domyślasz?
— Przecie jam młodego pana nie odstępował w krzypocie i w izbie z nim razem spałem. Raz tylko wieczór kazali mi pójść precz, a potem widziałem, jak do pana poszli: sama Miłościwa, a z nią panna Jurandówna, pan de Lorche i ksiądz Wyszoniek. Dziwowałem się nawet, bo panna miała wianuszek na głowie, alem myślał, że Sakramenta będą panu dawać... Może to było wtedy... Pamiętam, że pan kazał mi się przybrać pięknie, jak na wesele, ale myślałem też, że to dla przyjęcia Ciała Chrystusowego.
— A potem jakoże? Ostali sami?
— I! — nie ostali, pan wówczas i jeść nie mógł o własnej mocy. A już byli po panienkę ludzie, niby od Juranda — i nad ranem pojechała...
— Nie widziałże jej Zbyszko od tego czasu?
— Oko ludzkie jej nie widziało.
Nastała chwila milczenia.
— Cóż myślisz: — zapytał po chwili Maćko — oddadzą ją Krzyżacy, czy nie oddadzą?
Czech począł trząść głową, poczem kiwnął ręką ze zniechęceniem.
— Wedle mojej głowy — rzekł zwolna — to ona już przepadła na wieki.
— Dla czego? — zapytał prawie ze strachem Maćko.
— Bo gdyby mówili, że ją mają, to byłaby