Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 0621.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Tu spojrzał uważniej raz i drugi na Czecha, poczem znów rzekł:
— Ale i tyś mi się udał. I widać nie łżesz. Ja ci łgarza i przez deskę poczuję. Nic jeszcze ten giermek, bo sam mówisz, żeś nie miał wiele roboty, ale żeś tamtemu psubratu ramię skruszył, a przedtem i tura zwalił, to godne uczynki.
Poczem spytał nagle:
— A łup? czy także godny?
— Wzięliśmy zbroje, konie i chłopa dziesięciu, a ośmiu wam młody pan przysyła.
— Cóże z dwoma uczynił?
Odesłał z ciałem.
— Nie mógł to książę swoich pachołków wyprawić? Tamci już nie wrócą.
Czech uśmiechnął się na tę chciwość, z którą zresztą Maćko często się zdradzał.
— Młody pan nie potrzebuje na to teraz już zważać — rzekł — Spychów wielka dziedzina.
— Wielka! ba i co? ale jeszcze nie jego.
— Jeno czyja?
Maćko aż wstał.
— Powiadaj! A przecie Jurand!
— Jurand u Krzyżaków w podziemiu, i śmierć nad nim. Bóg wie, czy wyżyje, a jeśli wyżyje, wróci; choćby zaś wyżył i wrócił, przecie czytał ksiądz Kaleb jego testament i zapowiedział wszystkim, że dziedzicem ma być młody pan.
Na Maćku nowiny te uczyniły widocznie o-