Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 0589.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

giej strony, rad był z tak znacznego pomnożenia Zbyszkowego dobra.
— Hej! komuby była uciecha, — rzekł — to staremu panu z Bogdańca! I umiałby też on tu rządzić! Co tam Bogdaniec w porównaniu z taką dziedziną!
A Zbyszka zdjęła w tej chwili nagła tęsknota do stryjca, taka, jaka zdejmowała go często, zwłaszcza zaś w trudnych i ciężkich wypadkach życia, więc zwróciwszy się do giermka, rzekł bez namysłu:
— Co masz tu po próżnicy siedzieć! Jedź do Bogdańca, list powieziesz.
— Jeśli nie mam z waszą miłością iść, to już wolałbym tam jechać! — odrzekł uradowany pacholik.
— Wołaj mi księdza Kaleba, niech wypisze, jako się patrzy, wszystko, co tu było, a stryjcowi odczyta list proboszcz z Krześni, albo li też opat, jeśli jest w Zgorzelicach.
Lecz powiedziawszy to, uderzył się dłonią po młodych wąsiętach i dodał, mówiąc jakby sam do siebie:
— Ba!... opat!...
I zaraz przed oczyma przesunęła mu się Jagienka — modrooka, ciemnowłosa, hoża jak łania, a ze łzami na rzęsach! Uczyniło mu się kłopotliwie, i przez czas jakiś tarł ręką czoło, lecz wreszcie rzekł:
— Jużci będzie ci smutno, dziewczyno, ale nie gorzej, niźli mnie.