Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 0581.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Pewnie tak było, ale mogą powiedzieć, że to jeno nasze domysły.
— Ich łgarstwa — rzekł Mikołaj z Długolasu — są jakoby bór. Z brzega jeszcze coś widać, ale im głębiej, tem większa gęstwa, że się człek zabłąka i całkiem drogę straci.
Poczem powtórzył swoje słowa po niemiecku panu de Lorche, który rzekł:
— Sam wielki mistrz lepszy od nich, a i brat jego choć duszę ma zuchwałą, ale na cześć rycerską czułą.
— Tak jest — odpowiedział Mikołaj. — Mistrz człowiek ludzki. Nie umie ci on hamować komturów ni kapituły i nie poradzi na to, że wszystko w Zakonie na ludzkich krzywdach stoi, ale im nie rad. Jedźcie, jedźcie rycerzu de Lorche, i opowiedzcie mu co tu się działo. Obcych więcej się oni wstydzą niż nas; by zaś nie opowiadali na obcych dworach o ich zdradach i nieuczciwych postępkach. A gdy mistrz spyta was o dowody, tedy rzeknijcie mu tak: „Znać prawdę boska rzecz, a ludzka jej szukać, wiec jeśli chcesz, panie, dowodów, to ich szukaj: każ przetrząść zamki, wybadaj ludzi, pozwól nam szukać, boć to głupstwo i bajka, że oną sierotę chwycili zbóje leśni.“
— Głupstwo i bajka — powtórzył de Lorche.
— Bo zbóje nie podnieśliby ręki na książęcy dworzec, ni na Jurandowe dziecko. A gdyby wreszcie nawet ją chwycili, to dla okupu, i samiby dali znać, że ją mają.